piątek, 6 lutego 2015

Pieprzyć słomiany zapał

   Hello Boys... Jak to mawiał Crowley... Kim jest Crowley?  Polecam zasięgnąć po Supernatural. Tak tylko mówię.




   Biorąc pod uwagę fakt, że nikt mojego posta nie przeczytał, a wyświetlenia prawdopodobnie nabiłem sobie sam, straciłem trochę chęci do pisania. Wiecie... Albo raczej wiesz Kamil, w gruncie rzeczy piszesz sam do siebie. Czyli generalnie napisałem posta sam do siebie, po czym piszę kolejnego posta sam do siebie aby przekazać sobie, że piszę posta sam do siebie... Mindfuck!
   Tak wiem, że nikt nie zareklamował jeszcze swojego bloga jednym głupkowatym tekstem, ale podczas natłoku wielu spraw do załatwienia pisanie do siebie odeszło na dalszy plan. 
   Teraz mam wolne, a co za tym idzie zajadam domowe obiadki u mamusi i ani mi się śni robić coś bardziej konstruktywnego. Postanowiłem więc popisać do siebie...

   Wiele w moim życiu się ostatnio działo. Pomijając sesję, którą udało mi się zaliczyć za nim się jeszcze zaczęła. Dziennikarstwo to żart. Swoją drogą polecam przychodzić do prowadzących ostatniego dnia, godzinę przed końcem jego pracy... Zostałem odesłany z tekstem "a idź Pan... 4!" Nie powiedziałem mu nawet słowa z tego co przygotowałem. Dobrze, że postanowiłem liczyć raczej na fart. Tak w zasadzie, to napisałem "pomijając sesję". Typowe.
   Z mieszkaniem pożegnał się  mój współlokator. Jako, że jestem człowiekiem sentymentalnym to jakoś mi tak było pusto bez niego. Chłopak rzucił studia, napierdalał w LoL'a 24 godziny na dobę i skończyła mu się kasa na czynsz. Przez chwilę zazdrościłem mu tego całego wolnego czasu, ale zmieniłem zdanie po jego wyprowadzce. I pomyśleć, że nawet golda nie wbił... 
   Kupiłem sobie laptopa, na którego wydałem ponad 3 tysiące... Jak dobrze, że mam ferie. Jestem gadżeciarzem, ale lubię też kolekcjonować pieniądze. To trochę ze sobą nie współgra. Chyba, że przez kilka miesięcy kolekcjonujesz hajsiwo, a potem kupujesz za to jakiś fajny gadżet. Tak, to mnie cholernie uszczęśliwia. Powiesz, ze jestem materialistą, a ja Ci odpowiem - może trochę.
   I tak najchętniej zamieniłbym to wszystko na ciotke w USA, do której mógłbym pojechać, dostać prace i umrzeć jako najszczęśliwszy człowiek na świecie. Mam taki swój mały American dream. Dobra, on jest ogromny... Jest w chuj ogromny i nie pozwala mi często normalnie funkcjonować. Nazwałbym to obsesją, albo niepełnosprawnością umysłową, ale kocham ten kraj, chociaż nigdy tam nie byłem. Kupiłem ostatnio książkę niejakiego Pana Billa Brysona i wiecie co Wam powiem? Żałuje, że to nie jest pieprzona trylogia.
   Dobra Kamil wystarczy...


Postaram się rozmawiać sam ze sobą trochę regularniej. A może kiedyś ktoś to przeczyta... A póki co żegnam Was albo siebie... Idę zająć się czymś zupełnie niepożytecznym. 

1 komentarz:

  1. A wiesz, że rozmawianie z samym sobą to oznaka wysokiego ilorazu inteligencji? Ludzie po prostu tego nie doceniają... Bo po co? Gada sam do siebie? Na pewno ma nierówno pod sufitem ;) Aczkolwiek uważam, że się mylisz. Są ludzie, którzy to czytają (np. ja), tylko po prostu nie wiedzą co odpisać na Twoje przemyślenia. Może ich to przerasta? Nie wiem...
    Jestem pewna, że kiedyś zbijesz wielką kasę na tym "rozmawianiu z samym sobą" ;)

    OdpowiedzUsuń