sobota, 14 marca 2015

Polska szkoła indywidualistów

   Zacznę może trochę inaczej niż zwykle. Dzisiaj wszyscy fani MMA, kibice sportowi i Janusze KSW powinni ściskać mocno kciuki za Aśkę Jędrzejczyk, która za kilka godzin powalczy o tytuł mistrzyni świata w kategorii słomkowej UFC. Tych nieświadomych odsyłam do wujka google - poszerzajcie swoje horyzonty, bo dziewczyna robi niesamowitą karierę i ma szanse na ogromny sukces. Zupełnie jak Wawrzyniak...
Dziś jednak nie o tym.

   Do tego posta zainspirował mnie wykładowca, któremu - na potrzeby wpisu - dam nieco brazylijskie korzenie. Poznajcie człowieka zwanego Anculinho... Otóż Anculinho dał mi do myślenia kilkoma swoimi wypowiedziami. Nie będę ich dosłownie przytaczał, jednak wszystko rozbijało się o to, że Polacy są strasznymi indywidualistami i nie potrafią pracować w grupie. Nie palnął tego, bo go ktoś zdenerwował. Wszystko poparte było danymi statystycznymi i informacjami z pewnych źródeł. Mówił tez o tym, ze pracodawcy nienawidzą absolwentów SGH, bo ich mniemanie o sobie jest wyższe niż Marcin Gortat stojący na brzozie w Smoleńsku. Może dosłownie tak tego nie ujął, ale sens zachowałem. 
   Zacząłem analizować. Anculinho winą za to całe zło obarczył polski system edukacji, a ja - zarówno na wykładzie, jak i teraz - popieram go w stu procentach. podał on przykład szkół w Skandynawii, gdzie na początkowym etapie nie ma czegoś, takiego jak oceny. Dzieciaki nie mogą nie zdać do następnej klasy, a na zajęciach pracują w grupach i uczą się rozwiązywać problemy. Co zatem nie tak jest u nas? Zacznijmy od początku. Wszystko będzie się opierało o moje wrażenia z czasów szkolnych. Być może teraz jest trochę lepiej. 
 W przedszkolu nie było tak źle. Dzieciaki bawiły się ze sobą, układały razem klocki, wymyślały różne gry... Wszystko okej, chociaż cały czas nie potrafię pojąć czemu kazano nam chodzić w kółko podczas gdy Pani napieprzała w tamburyn. Albo gra w "mało nas do pieczenia chleba". Jaki jest sens tej zabawy? Jesteś piekarzem, który ma za mało pracowników, więc zatrudniasz ludzi pojedynczo w rytm piosenki. Kiedy już zatrudnisz wszystkich uświadamiasz sobie, że nie potrzebujesz tylu pracowników i po kolei wywalasz ich z roboty, aż znowu zostajesz sam. Przedsiębiorczość!
   Potem zaczęła się szkoła i tu już powstał problem. Poczynając od oceny za każda pierdołę jaką zrobiłem, przez wszystkie indywidualne zadania jakie dostawałem, aż do odznaki "uczeń na medal", którą dostawali tylko ci najlepsi. Przecież to wszystko, tylko rodzi w takim dzieciaku chęć rywalizacji. Chcesz odznakę - musisz być najlepszy. Podam głupi przykład, gdy nauczycielka mówi: "Pierwsze dwie osoby za rozwiązanie zadania dostaną piątkę"  uhh... Co to się wtedy dzieje. Te dzieciaki zapierdalają niczym dzika kuna tylko żeby dostać tą ocenę. I taka Marysia zrobi zadanie szybko, a nauczycielka na to: "Brawo Marysiu! Widzicie dzieci, możecie brać przykład z koleżanki" Marysia staje się wtedy najważniejszą personą w klasie. jedni ją podziwiają, a drudzy są na nią zdenerwowani. następnym razem chcą być lepsi od niej. 
   Może wszystko wyolbrzymiam, ale takie są fakty. Od samego początku jesteśmy uczeni aby radzić sobie na własną rękę. Dostajemy coraz trudniejsze zadania. Słabsi w pewnym momencie zaczynają sobie nie radzić, a Ci lepsi cieszą się, bo konkurencja jest mniejsza. Raz, na jakiś czas dostaniemy jakiś projekt do zrobienia w grupie, ale wtedy ciężko się dogadać, bo każdy ma swoją wizję i wychodzi z tego całkiem pokaźne gówno. 
   Potem przychodzi szkoła średnia gdzie wyścig szczurów osiąga punkt kulminacyjny. Ile miałeś procent z matmy?" - czy to nie standard? Liczysz tylko na to, że będzie miał mniej od Ciebie i wtedy czujesz się lepiej. Jesteś najlepszy - sam do tego doszedłeś.
   Trochę to podkolorowywałem, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Przybliżyłem temat i liczę na to, że dałem komuś do myślenia. Dziękuję Panu Anculinho za inspiracje.

Do następnego!

11 komentarzy:

  1. ''Mało nas, mało nas do pieczenia chleba"- czyli szukanie sensu w przedszkolnych zabawach... a dzieciństwo musiało być od razu ukierunkowane na naukę przedsiębiorczości? w tym wieku nie każdy nawet potrafi dobrze wypowiedzieć to słowo, to tak, jak szukać sensu w tekstach braci Figo Fagot; no niby można, ale czy nie chodzi tu o to, by wpadło w ucho? Co do sprawy indywidualności, czy nie czujesz się indywidualistą, nielicznym z pośród motłochu polaczków pisząc tego bloga? Czym się różnisz od tych wszystkich wyjątkowych ludzi? To że wydaje Ci się że umiesz pisać? Nie mi oceniać czy tak jest czy nie, ale sam widzisz jak wyjątkowy i bardzo subiektywny jesteś. A jeszcze pomyślmy, czy to nie jest dobre, bycie indywidualistą? Nasza młodzież rośnie na indywidualistów, i co? jest wyścig szczurów i co? Czy to jest złe? Ależ skąd, to popędza gospodarkę, chcesz dużo, zarób na to. Czy ma to wyglądać tak, że z racji tego, że nie dostałeś tylu punktów z matematyki co ja, mam Ci współczuć? Nie mam zamiaru. To jest owoc mojej pracy, a socjalizm już nie raz pokazał, że to tylko sprawia, że rośnie przewaga równych w biedzie, więc Subiektywny, moim zdaniem to tylko pomoże nam dźwignąć gospodarkę, nie bez powodu jesteśmy tak cenieni za granicą i już nie jako tania siła robocza, ale wykwalifikowana kadra. Obraz polski na świecie jest coraz lepszy, dzięki tym indywidualistom. Jest to po prostu pozytywny efekt uboczny naszego szkolnictwa, jeden z niewielu, który, od dawna praktykuje się w innych krajach wysokorozwiniętych (nie mówimy tu o Norwegii, ale Niemczech, USA, Francji, Szwajcarii) gdzie to jest norma i każdy pracuje na swoje szczęście, straszne co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem indywidualistą - to prawda. Tego nauczono mnie w szkole. Przedszkolne zabawy poruszyłem tu jako temat lekko prześmiewczy i raczej poboczny, ale masz racje - na próżno szukać w nich sensu. Jednak co do tego, ze indywidualność jest czymś dobrym. Tutaj się nie mogę zgodzić. Owszem, ma to swoje dobre strony, lecz nie bez powodu jesteśmy na tyłach Europy jeżeli chodzi o pracę w grupie i wszelkiego rodzaju wiedze życiową. Zawsze uczą nas działania na własną rękę, przez co często stawiamy na siebie zamiast na ludzi, z którymi możemy współpracować. Akurat Stany to zły przykład. W USA na poziomie szkolnym praca w grupie to rzecz normalna. Tam akurat jest mnóstwo szkolnych projektów, zadań. Mają swoje drużyny sportowe a wszelkiego rodzaju sekcje zaczynają się na poziomie wczesnoszkolnym. na dodatek ich lekcje nie polegają na wkuwaniu do kartkówek. Są nastawione bardziej na wykorzystanie wiedzy w praktyce. Światem podobno rządzą indywidualiści, badania pokazują, ze Polacy są wybrakowani jeżeli chodzi o pracę w grupie i to działa na naszą niekorzyść.

      Usuń
  2. Trochę to podkolorowałeś? W żadnym wypadku.
    Tak się złożyło, że jakimś magicznym sposobem uczęszczałam do rzekomo "najlepszej podstawówki publicznej" i "najlepszego gimnazjum publicznego" w mieście, a obecnie uczęszczam do rzekomo "najlepszego liceum publicznego w województwie". Rywalizacja, rywalizacja, rywalizacja. Do tego stopnia, że co niektórzy bali się prosić nauczyciela o wyjaśnienie niektórych zagadnień, bo widmo "bycia gorszymi" robiło swoje.
    Praca w grupach? O tak, sztucznie uśmiechnięte nauczycielki paplające "Musicie umieć razem współpracować, to podstawa", dające możliwość pracy w grupie... raz na pół roku, na dodatek w celu narysowania jakiegoś plakatu/ zrobienia banalnej prezentacji, którą można zrobić spokojnie w pojedynkę. No bo po co współpracować przy czymś, co faktycznie wymaga współpracy? Pada hasło "praca w grupie" i wszyscy tylko przymrużają oczy w celu uświadomienia "pani" z kim nie mają ochoty mieć czegokolwiek do czynienia. Praca w grupie - tylko w takiej, jaką sobie życzymy.

    W liceum sprawa wygląda inaczej. Praca w grupie? A co to takiego? Nauczyciele nie dają do niej praktycznie możliwości, uczniowie za to potrafią w tej kwestii zaszaleć, co jest trochę pocieszające.
    Rywalizacja? Nie, tu nie ma takiego słowa. Tutaj jest "walka o przyszłość". Co z tego, że nie masz zamiaru wiązać jej z matematyką - gdy tylko na jakimś sprawdzianie otrzymasz więcej punktów niż ci, którzy to planują, czujesz się prawie bogiem. Oto pokazałeś światu jakim jesteś geniuszem. Żałosne? Jasne, ale większość ma to po prostu we krwi. I nie jest to wina profesorów (szok.), bo do większości z nich już dotarło, że ich przedmiot nie jest jedynym, a jeżeli czujesz się dobrym "z czegoś" nie musisz być dobrym "ze wszystkiego" i nadal jesteś coś wart. Jeżeli mam zrzucać na kogoś winę to na nauczycieli z poprzednich pionów, rodziców i ego.

    Cudowny post. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna inspiracja i cudowny post. Bardzo trafnie wszystko ująłeś.
    Niestety polskie szkoły to tak właściwie sama rywalizacja. Już w podstawówce dzieciaki rywalizują o wpisy do ksiąg pamiątkowych, bo to nauczyciel wybiera tych "najlepszych". Później w klasach 4-6 zaczynają się prawdziwe oceny, multum sprawdzianów i jeszcze gorsza rywalizacja przy testach próbnych, bo "kto napisał lepiej"? Później to już tylko pojedynek w wyborze gimnazjum, potem liceum. Pomijając fakt, że może być uczeń bardzo zdolny, mający same 5 i 6 na świadectwie, ale na egzaminie sobie nie poradzi bo mu przywalą zadaniami, których kompletnie nie rozumie. A co się bierze pod uwagę? Wyniki egzaminów oczywiście. Bo na pewno nam się przyda w życiu jak wyliczyć promień koła wpisanego w trójkąt wiedząc, że jest on podobny do trójkąta o boku a. Powodzenia życzę..

    Zapraszam do siebie,
    http://to-read-or-not-to-read.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety, nie podkoloryzowałeś. Do kolorowania rzeczywistości szkolnej potrzeba naprawdę dużo, bo polskie szkolnictwo jest na skraju przepaści w dnie. Słusznie zauważasz, ze od najmłodszego uczą nas rywalizacji i tego, by być najlepszym, a co za tym idzie, by słabsi odpadali. Potem ta rywalizacja przekłada się na całe nasze życie, chcemy być po prostu najlepsi.
    Najlepszy kierowca, najlepsza kucharka, najlepsza żona, najlepszy mąż... Stajemy do wyścigu szczurów w czasie, kiedy nie możemy o tym zadecydować samodzielnie. Dorośli wpychają nas w tę grę, nakręcają, zmuszają. To zakrawa o patologiczne wychowanie, wychowanie w wierze spartańskiej. Tam to miało sens, ponieważ na jednego spartanina przypadało dziesięciu niewolników. W przypadku powstania lub buntu, mieliby przejebane. Dlatego tacy byli. A teraz? Ludzie chcą być najlepsi, nie wszyscy, ale większość.
    Ja już dawno wypadłam z wyścigu szczurów na wielu płaszczyznach. Grunt, to zdać semestr. Grunt, to dać radę. Grunt, to być zadowolonym z życia. Nie lubię presji. Jednak nadal mam kompleks najlepszego w dziedzinie pisania. Nie odpuszczę, dopóki nie będę idealna...

    Zaczęłam temat studiów. Aktualnie studiuję z rocznikiem o dwa lata młodszym i co? Takiego wyścigu szczurów nawet w LO nie miałam. Wszyscy robią wszystko, byś odpadł, wypadł i przepadł. Nie rozumieją, ze tylko grupa jest w stanie sprostać wymaganiom. Nie skończysz studiów indywidualnie. Ludzie tego nie rozumieją... Walki o stypendium? Norma. Olewanie gdy prosisz o notatki? Klasyka.
    Wyścig szczurów... Nigdy bym nie pomyślała, że zaczyna się już w klasach 1-3. Dzięki za uświadomienie mnie, pozdrawiam.
    http://wypstrykando.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. TY DEBILU ! Jak się tak srasz o tą pracę w grupach to na budowę ić, sukces tylko samemu można osiongnąć. Sam skończyłem zawodówkę(zaocznie) wienc troche o życiu mogę powiedzieć, a ty najwidoczniej nie masz poejęcia o czym piszesz.
    Nie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak jak Tobie pisanie bloga :)
    Damian

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmiało... Teraz mogę się zmierzyć z twoimi argumentami :)

      Usuń
    2. Owszem dałeś do przemyślenia, po pierwsze jak ktoś kto studiuje DZIENNIKARSTWO drugi rok i nie uczy się niczego innego niż poprawnego pisania mógł napisać „tak że” w „artykule” na temat policji, którego czytanie podobnie z resztą jak tego bolało mnie prawie jak wyrwany bez znieczulenia ząb. Przepraszam powinienem był tu użyć sformułowania, powinien się uczyć, to byłoby bliższe prawdzie. Nietypowo zacząłem od końca ale już się poprawiam, kolejne rzeczy które dzięki Tobie przemyślałem umieściłem na liście(tak, aż tyle ich było ale nie martw się, żadna nie jest pozytywna). Zacznę od merytoryki prowadzonej na poziomie baby ze straganu mówiącej: „E Jadźka nie jedz tego kawioru bo słyszałam, że po nim zęby wypadają”. Jeśli jeszcze masz jakieś wątpliwości o co mi chodzi, to tak, obraziłeś moją uczelnię. Uczelnię do której może nie pałam miłością ale ocena sformułowana na podstawie rozmowy z jedną, może dwiema osobami z SGH lub pracodawcami i od razu wydany przez jakiegoś pożal się Boże „wykładowcę”, któremu na potrzeby wpisu przy okazji paląc sobie synapsy nadałeś brazylijskie korzenie osąd całej uczelni, który swoją drogą jest daleki od prawdy pozostawię bez dalszego komentarza. Sytuację SGH na rynku absolwentów wszelkiego rodzaju uczelni ekonomicznych oraz uczelni które się niesłusznie za takie uważają doskonale określa angielskie przysłowie „among the blind one-eyed man is a king”, w razie problemów polecam https://translate.google.pl. W przeciwieństwie do lekarzy czy prawników absolwentów wyżej wymienionych uczelni trudno jest przygotować przez okres studiów do pracy którą teoretycznie powinni wykonywać, niemniej jednak uważam, że absolwenci SGH są o przysłowiowy „krok” bliżej, choćby dzięki znajomości na poziomie C1 dwóch języków obcych i posiadaniu możliwości( częściowo dzięki prestiżowi uczelni) spotkania ludzi którzy te najwyższe stanowiska piastowali. Reasumując, mam do Ciebie serdeczną prośbę, nie wypowiadaj opinii na temat spraw w których Twoja wiedza jest zerowa. Trochę się rozpisałem ale przynajmniej będziesz miał nad czym myśleć. Wracając do indywidualistów i tak mocno krytykowanego przez Ciebie wyścigu szczurów. Odpowiedz sobie na jedno fundamentalne pytanie, dlaczego ktoś kto ledwo zdał w liceum i poszedł na studia, bo nie miał co robić z życiem ma być tak samo sytuowany jak ktoś kto przy okazji mając zdolności wiedział co dalej chce robić w życiu(SGH może być tu jednym z niezliczonych przykładów) ciężką pracą powoli dążył do celu? Jeśli znalazłeś odpowiedź gratulacje, jesteś członkiem dominującej w naszym kraju opcji socjalistycznej, potocznie zwanym w naszym kraju lewakiem. Czy tak ostro krytykując indywidualizm a jednocześnie pisząc w jednej z odpowiedzi, że uważasz się, moim zdaniem z niewiadomych przyczyn, za indywidualistę nie przeczysz sam sobie? Na liście znalazło się jeszcze parę uwag ale nie chcę zabierać Ci całej nocy na wymyślanie odpowiedzi. Skoro czekałeś na argumenty to proszę bardzo mam nadzieję, że Cię nie zawiodłem.

      Usuń
    3. Szczerze? Nie trafia do mnie kompletnie, co napisałeś. Próbujesz sklasyfikować mnie niżej niż siebie na podstawie jednego błędu w tekście - śmiechu warte. Wmawiasz nieudolne argumentowanie, chociaż widać tu jak na dłoni, że wszystko, co robiłeś przez ostatnie pół godziny, to szukanie rzeczy do przyjebania się i ubrania tego w ładne słowa. Mam dość takich ludzi jak Ty. Choćby świat miał się zawalić, a Ty miałbyś się zesrać po kolana to i tak będziesz próbował pokazać jakim jesteś intelektualista. Pozostaje mi się domyślać kim jesteś, chociaż mam pewne podejrzenia. Jeśli są trafne to podziwiam próbę rozpaczliwego ratunku po totalnym poniżeniu. Jeśli nie - współczuje klapek na oczach.
      Mój cyrk, moje małpy. Krytykę znieść potrafię, ale - tak czy inaczej - ludzie, tacy jak ty powinni zamknąć się ze swoimi dwoma językami w jakiejś durnej korporacji i siedzieć tam do usranej śmierci. Być może ten komentarz wygląda na głupszy" niż Twój. Ciesz się z tego. Ja jednak pozostanę przy argumentach baby z bazaru i będę trafiał do ludzi, którzy chcą to czytać. Ty do nich nie należysz, więc...

      Usuń
    4. Zacznijmy od tego, że znam mało osób do których trafiała by bezpośrednia krytyka, więc fakt, że do Ciebie nie trafiam był raczej oczywisty, szkoda 20 sekund pisania trudnego wstępu. Po pierwsze, sklasyfikowałeś się sam, znajdź mi zdanie w którym bezpośrednio odnoszę się do Twojej osoby w kontekście mojej. Jeśli uważasz, że przeczytanie 2 artykułów o łącznej długości około 1000 słów, czego nawet w pełni nie zrobiłem zajęło mi aż pół godziny to albo przeceniasz trudność swoich wywodów albo nie wierzysz w moją umiejętność płynnego czytania. Jest jeszcze trzecia opcja, kierowałeś się tu autopsją, chyba najbardziej prawdopodobna, z ładnymi słowami też bym nie przesadzał nie są to najwyższe loty językowe ale dziękuję, jakąś kulturę językową istotnie staram się prezentować. Po trzecie, nigdzie nie pisałem, że chce skończyć w korporacji, raczej podałem to jako jeden z przykładów możliwości zatrudnienia po kierunku ekonomicznym. Kończąc już, nie przesadzajmy z bazarem, użyłem tego jedynie jako metafory, z niemałą nadzieją, że bardziej trafi do Ciebie sens niż dobór konkretnego przykładu bazaru. Niestety, zawiodłem się. Jeśli chodzi o małpy cyrk i ludzi, wyobraź sobie, że jedna z Twoich małp poczuła się obrażona, że brzydko wypowiadasz się o jej „klatce” nigdy w niej nie będąc. Czy gdybym to ja prowadził bloga i napisał podobną rzecz o UWM Twoje odczucia nie byłyby podobne do moich?

      P.S Wiem, że usuwając opcję pisania z anonima chcesz utrudnić mi napisanie 2 postów które w tym momencie mogą być niewygodne, ale możesz ją już przywrócić, znikam, obiecuję nie tracić tu więcej czasu.

      Usuń